No i od czego tu zacząć na początku.. hm.. no od tego, że przyjechałem jako jeden z ostatnich, a myślałem, że będę jednym z pierwszych. :P Nie owijając w bawełniaka jak przyjechałem to już byli : Piotr, MacDwain, FAramka, Kazik, Rossman, Goofer(ten to spryciarz bo kurde mnie śledził, przyczepił się do mnie gdzieś na światłach Mickiewiczowskich :P no i mua wyprzedził). Następnie przyjechała Olka (VilleMo) no i na końcu Stachu. Po szybkim ustaleniu trasy ruszyli my 'nach Tbg'. No tradycyjnie : Browarna, pod wiaduktem, lewą stroną mostu , w lewo za mostem no i rzadziej uczęszczaną drogą do Trześni/Furman.

Pierwsze oznaki zmęczenia(!!) pojawiły się już w Trześni jak przejeżdżaliśmy koło sklepu, ale Stachu sprowadził na drogę no i musieliśmy dalej jechać/pedałować(niepotrzebne skreślić). Pierwszy jako taki przystanek był w Furmanach jak powszechnie wiadomo przy sklepie(no nie do końca ale.. :P względy bezpieczeństwa ;] ). Po krótkim popasie nastąpiło drobne nieporozumienie co do dalszej trasy, a dokładnie rzec biorąc gdzie to niby my jechać mieliśmy. Ja słyszałem, że do Tbg mieliśmy jechać więc tak napisałem, ale tam się okazało że kierunek docelowy to Grębów. Po drobnej wymianie zdań(bez siły of kors), ruszyli my na Grębów(chyba jakieś demokratyczne głosowanie było ale ja w nim nie uczestniczyłem).

Jechaliśmy sobie bez większych ekscesów no i w miarę zwartej 'kupie' dotarliśmy na 'rynek grębowski'. Pośmiali my się tam, wypili energetyzujące napoje, pogodoli gdzie dalej jechać. Po krótkiej regeneracji sił i ustaleniu że nie ma sensu jechania do Tbg bo to czasu już nie ma, zrobiliśmy w tył zwrot, ruszyliśmy do domu zostawiając za sobą pył. Niczym Frodo pamiętam tyle, że było coraz zimniej, ciemniej, zimniej, ciemniej, zimniej.. Jedyne o czym trza wspomnieć to to, że w sokolnikach Piotr się przewrócił. Z tego co widziałem to chciał zaczepić się o FAramke czy coś takiego ale mu nie wyszło :P. Szczęśliwie każdy zobaczył znak Sandomierz a to oznaczało koniec naszych trudów na tamten dzień no i to w zasadzie koniec bo wrócili my różnymi drogami do domów. Pozostałością po tej wycieczce były bolące dupy (nie każdy był tym zaszczytem zaszczycony no, ale trzeba o tym wspomnieć :P).