Właściwie to nie można mówić tu o żadnej wycieczce, ale skoro zjawiłam się pod Bramą Opatowską (trzeba być konsekwentnym), to sklecę parę zdań. Tym bardziej, że mam dzisiaj pół-urodziny :)

Nie musiałam wstawać, żeby słyszeć padający za oknem deszcz i szybko wywnioskować, że wycieczka do Nowin nie wypali. Ba, w ogóle nic może nie wypalić. Ale info na stronie jest - trzeba jechać. Aga z Wojciecem zdążyli pośmiać się z mojego zapału, a ja hardo - w kurtce przeciwdeszczowej (co mi się nie zdarza) - wyjechałam w stronę Starego Miasta. W mżawkę. I z nadzieją, że nikt oprócz mnie nie zjawi się na miejscu zbiórki.

Wiedziałam już, że będzie to warte opisania, więc upraszczając sobie zadanie - nagrałam filmik:



I tak wróciłam do domu... Na liczniku honorowe 4,5km, hehe.
Kiedy piszę relację - jest prawie południe, a mżawka "zaczyna się kończyć".