Straciłam rachubę, który to już popołudniowy w tym roku lajcik. Niemniej jednak odbył się bez przeszkód, a co więcej - był udany. Zbiórka o 17 pod lodem. Byłam pierwsza, hehehe. Po mnie dojechało czterech chłopów. Po naradzie zostało ustalone, że wycieczkę poprowadzi Jacek. Grzecznie więc za nim popedałowaliśmy.

Przejeżdżając ulicą Żeromskiego krzyczeliśmy za Stachem z zapytaniem "jak to się robi?", ale nie odpowiedział. A na pierwszej górce (jeszcze przed dworcem PKS!!!) Dziabąg zaczął narzekać jak Sławek w niedzielę.
Rozpędzeni spadywującą ulicą WP zostaliśmy brutalnie zmuszeni przez przewodnika do zaciśnięcia hamulców i skręcenia w prawo - na Gołębice. Pomysł spodobał się Dziabągu, który nie był w tych rejonach od '69 roku. Po drodze przedstawił nam prawie wszystkich mieszkańców.

Następnym punktem zaczepnym był szpital wraz z osiedlem. Zaczęliśmy tam błądzić, tzn. chyba nie do końca, bo wydaje mi się, że Jacek wiedział, gdzie jedziemy. Ulicą Pogodną wyjechaliśmy na drogę lubelską.

Po przedostaniu się na drugą stronę już każdy wiedział, co nas czeka - meeega zjazd do Mściowa. Ale po drodze jeszcze śliwki i małe co nieco.
We Mściowie można się zgubić (byłam świadkiem takiego zajścia), ale Jacek się nie dał. Wyprowadził nas do Dorazu. Po drodze jeszcze jabłka, ale niedobre. A, i jeszcze pole kapusty pekińskiej.

Góra dorazowska nie została przez nas tym razem zdobyta - skręciliśmy na Rzeczyce (jedną, a potem drugą). Bardzo nieurodzajne tereny. Bida w owoce aż piszczy. Dopiero po dotarciu na rzeczycki koniec świata (koniec asfaltu) wjechaliśmy w sady.
Po drodze napotkaliśmy panienki na rowerach, z którymi zagajał głównie Dziabąg, Kryha wcale. I śliwki były dobre, te co leżały bez robaków.

Dotarliśmy do Sucharzowa i zaraz do głównej drogi. W Chwałkach skręciliśmy w stronę radarów, ale na ulicy Rolniczej daliśmy sobie spokój (słońce spadało coraz niżej) i zarządziliśmy powrót, ulicą Warzywną zresztą. Całą piątką jechaliśmy zgodnie do ulicy Armii Krajowej, gdzie grupa zaczęła się rozsypywać...

Aha, zapomniałam wspomnieć, że na tym wyjeździe dowiedzieliśmy się, że Dziabąg uwielbia Beatlesów, a do tego wygrał kiedyś konkurs tańca i to wcale nie w przedszkolu!!!