Machów vel À la recherche du temps perdu [22.07]
- Szczegóły
Ponaglający, południowy sms od Pani Wydawcy był bezlitosny. Relacja, wiesz termin na jutro. Końcowe – dziękuję, urywało wzbierające protesty jakiekolwiek, takie które nawet nie zdążyły się zawiązać, rozwinąć. Obiecałem ze 20 wersów, czyli pewnie cały dzień z głowy. No bo nie mam nawyku pisania. Może i chciałbym napisać jak trzeba ową relację w formie sonetu czy ody, ale tam są reguły. Nie znam się na tym. W każdym bądź razie uczestniczyłem w niedzielę w rzeczy, którą chciałbym opisać, tak żeby dobrze wypadła na piśmie. Kurde nie mam pojęcia jak to zrobić. Nie mogę się całkiem z tego wykaraskać. No trudno złapmy byka za rogi. Znowuż banał. No ale wszak nie mam nawyku pisania.
Nie było sensu się śpieszyć. Światło, ciepło, chmury wilgotne i dryfujące, bezmiar słodko-chłodnej, lekko pomarszczonej wody machowskiego zbiornika zaprosiły nas do nieśpiesznego obcowania z czasem, do jego marnotrawienia. Tutaj, czy też tam- gdziekolwiek, nieważne – sens czasu na owej wycieczce polegał na tym, że można go było marnować. Ja jednak pytam, co w tym złego? Cóż może znaczyć takie życie? Co za ludzie mogą żyć takim życiem? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest jedna: każdy może tak żyć, takie życie nic poza sobą nie znaczy, nie ma w nim nic a nic złego. I tak oto na owej siarkowej plaży rozwiązaliśmy węzeł, który kazał się nam spieszyć.
I jak fajnie po drodze. Nie było żadnych ciekawostek, zrujnowanych zabytków, obiektów sakralnych, osobliwości przyrody. Nie było żadnych jęków zachwytu, migawki trzasków też nie słyszano dzień cały. Jak strasznie fajnie wolno było, jak fajnie huczno i gwarno, jak sprośnie syczały słowa, jak mocno rozmowy trąciły niepoprawnością. Ciężki dowcip też lekko przygniatał.
Z kim nie warto marnować czasu? Do tego zadania dobraliśmy się nadzwyczaj poprawnie. Bo właśnie czasami i tak trzeba a nawet należy. Takie były oczekiwania, to pragnienia zostały zaspokojone. Ale należy zapamiętać, że czas tracony z przyjemnością nie jest czasem straconym. Nie zmarnowaliśmy go. I nie sprzedaliśmy go zbyt dużo za tanie pieniądze innym ludziom.
I jest coś w tym co zauważyłem jakiś czas temu, jest jakaś dziwna prawidłowość z miesiącami na "l" Bo jakoś odwrotnie prawidłowo jest – w lipcu się nie chce kręcić, a w listopadzie to by się tak bardzo chciało. Może to tylko dlatego, ze są to miesiące bez "r" w nazwie.
I na tym bym skończył, wszak za nadwierszówkę wydawca mi nie zapłaci. Opowiedziałem ową niedzielną historię. No proszę nawet mi się udało. Jaka to mimo wszystko przyjemna rzecz pisanie. Tylko że nadal trudne. Za bardzo męczące.
Kropka