Wbrew deszczowym zapowiedziom pogodowym na zbiórce po Bramą stawiło się 8 osób (na rowerach). Trasa ambitna - ponad 100km, po płaskim i trochę lasem. Ale co to dla nas? Tym bardziej, że w ostatnią niedzielę odpoczywaliśmy nad Klonowym...

Do Skowierzyna jechaliśmy w składzie spod Bramy, ale Dziabąg z Yakuzą zrobili unik w prawo. Pedałowaliśmy żwawo do samego Radomyśla, ale jednak nie tempem, jakim postraszyła na zbiórce przewodniczka Alutka. Pogoda "taka se", ale przed naszym pierwszym postojem słoneczko przedarło się przez chmurzyska na parę chwil.
W Radomyślu frumencik, cipsy, banan i ruszamy w dalszą drogę - czeka nas jeszcze prawie 100km pedałowania!

Zatrzymaliśmy się w Antoniowie na przystanku, bo zaczęło trochę kropić. Ten incydent nieco nas zaniepokoił, ale tylko odrobinkę - na tyle, żeby Aga wyciągnęła ciasto w obawie, że nie zdążymy skonsumować je później.
Ruszyliśmy w dalszą drogę.
Którą przerwał kolejny deszcz, a może to ten sam? Czyżbyśmy wyprzedzili chmurwę?

Przystanki w Antoniowie znamy jak własną kieszeń. Wiemy, jaki sprayowy lub markerowy napis widnieje w którym miejscu, wiemy, gdzie są jakie okienka...

Czas leciał, a deszcz padał coraz bardziej, więcej, szybciej. Na niebie zaniosło się chmurami na dobre, a raczej na złe. Na złe dla nas, cyklistów, którzy pod dowództwem Alutki, odziani w nieprzemakalne nakrycia wierzchnie, zaczęli wracać tą samą drogą do Sandomierza.
Nie było sensu zatrzymywać się na dłużej w Radomyślu, więc tylko podjechaliśmy pod sklep, pożegnaliśmy się z Wiktorem i popędziliśmy w piątkę do domu.

Zmokliśmy pierwszy raz w tym sezonie!

Ale jak widać na ostatnim zdjęciu w galerii - wcale nie byliśmy z tego powodu nieszczęśliwi Smile