Nastał wrzesień roku pańskiego dwa tysiące dwunastego. Przez księstwo Sandomierskie przemknęła wiadomość, że zamek w Ujeździe oblężony i że na ratunek ruszyć trzeba. Stawiło się zatem pod wielkim kamieniem ośmiu rycerzy i jedna rycerka, by na swych rumakach na odsiecz uderzyć. Ruszyli bladym świtem głównym traktem w stronę Włostowa. Prowadził ich dzielny rycerz Jarek z Gołębiowa, który włości te znał najlepiej. Po chwili rycerka musiała zawrócić nie mogąc utrzymać swego rumaka na wodzy. A wszystko przez kontuzję ręki, której to nabawiła się podczas niedawnego turnieju w konkurencji przewracania tarczy. Pożegnawszy się z rycerką ośmiu śmiałków pognało dalej głównym traktem.
Wierzchowce niosły same, a czas szybko upływał na rozmowach o zbliżającej się zimie i o zabawach na śniegu. We Włostowie rycerze zatrzymali się pod miejscową oberżą by posilić się nieco, a rumakom dać chwilę oddechu przed dalszą drogą. Potem dzielny rycerz Jarek na swej Meridzie Walecznej poprowadził ich w stronę Ujazdu wąskimi ścieżkami, a następnie bezdrożami i polami, by zamek od zadniej strony podejść i wroga zaskoczyć. Wróg jednak przebiegle głębokie rowy wykopał i wodą je zalał, by ataki ewentualne utrudnić. Rycerze niezłomnie zaczęli rumaki na drugą stronę przeprawiać, gdy nagle zza krzaków wyszedł wieśniak, zaniepokojony ujadaniem psów. Widząc kwiat rycerstwa na lśniących rumakach sam ze strachu wyznał, że przeprawa niedaleko i suchą nogą na drugą stronę przejść można. Przeprowadzili wtedy rycerze swe rumaki po wąskim mostku i przebrnąwszy się przez pole kukurydzy ujrzeli w oddali zamek. Ruszyli pędem w stronę Krzyżtoporu, lecz wroga w zamku już nie było. Zostało tylko spustoszenie i ruiny. Rozsierdzony wojownik Jarek dobył miecza i chciał ruszać za wrogiem w stronę morza. Pozostałym udało się go powstrzymać tłumacząc, że wyprawę na morze na przyszły rok odłożyć trzeba, zebrać większe siły, plan opracować... Upewniwszy się, że to co zostało z zamku jest bezpieczne, rycerze ruszyli w drogę powrotną do swoich włości.