Jak obyczaj stary każe... Bike Equipa co roku musi odbyć przynajmniej jeden rowerowy piknik nad wodą. Prognozy pogody na początku sierpnia sprzyjały bardziej wylegiwaniu się, moczeniu nóg i grze w pędzące żółwie aniżeli pedałowaniu setek dziesiątek kilometrów. I tak w niedzielny poranek stawiliśmy się na zbiórce uzbrojeni w majtki pławne i akcesoria piknikowe!

Pod Bramą było nad 12 osób kręcących + 2 mobilne silnikowo. Wśród tuzina cyklistów znalazła się Ola - świeżo powrócona z Chin. W Grębowie dołączyła jeszcze Stalówka, czyli Majka i Andrzej. Lodzik, oranżadka i lecimy dalej. Jeszcze zakupy w wydrzańskim sklepie i... świat opanowały chmury. Ale plan jest plan - jedziemy nad Klonowe!

Pisać relację z samego pikniku - nie ma sensu. Pisać o ciachach, arbuzie, kawie z lodami? O skakaniu z pomostu do stawu? O wodnych zabawach z kołem i na delfinie? O rzucaniu piłką? O grze Pędzące Żółwie? Wypada natomiast wspomnieć, że szeregi nasze zasiliło nieco PTT Tarnobrzeg (z tak zwanego nienacka pojawiła się Basia z Lechem).

Droga powrotna naokoło - pomiędzy stawami w Budzie Stalowskiej. Trochę błotka, kałuż i łańcuchy do smarowania. Po nadwodnym rozleniwieniu chciało nam się już tylko wrócić do domu, co zrobiliśmy w oka mgnieniu (z małym postojem na frumencik w Sokolnikach).

W Sandomierzu byliśmy tuż przed burzą. I niestety nie każdy zdążył przed deszczem wrócić do domu (a na pewno nie Jarek!). Chociaż... zawsze to trochę dłużej czasu spędzonego razem podczas przeczekiwania burzy Smile