Sytuacja, kiedy jest więcej uczestników, aniżeli stopni na termometrze do częstych nie należy. Tym razem natomiast miało to miejsce. 0,3 stopnia - 0,3 Alutki, z chęcią oddelegowałabym wciągnięty brzuch, bo w aeroboxie zawadza, ale niestety potrzebował nóg do pedałowania oraz rąk do grzybów zbierania. O 8 w sobotę pod lodem zebrał się komplet Członków z kompletem swoich członków. Nikt nie naraził nas na swąd palonej gumy, ani pisk hamulców. Atmosfera trochę taka, jakby nad lodem Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate widniało. Ale jak wiadomo "Projekt Janów" nigdy klapą nie był, więc w niego weszliśmy. Tym bardziej, że mieli my co, Jarek już o to zadbał.

Czytaj więcej: Zakończenie sezonu - Lasy Janowskie [19-20.10]

Pogoda z rana taka, że tylko przed butelczyną cydru jabłkowego zasiąść, by do życia swym kwasem jakoś pobudził, a nie tam na jakieś rowerowanie. Jak kto cydru nie ma, to wrzątek podgrzać i wypić jednym haustem. Efekt będzie podobny, ino bardziej bolesny. I tak to lepsze rozwiązanie aniżeli na włóczęgę rowerową się wybrać. Jak nic rzeka rowerowego absurdu zalała mi zwoje mózgowe, czyniąc z nich mokradła, z których tylko żółta chorągiewka wystaje. Nawet agitacji nie było, sama z siebie dosiadłam, na szczęście niepierdzącego dwukołowca i ruszyłam z pozostałymi napaleńcami ku górom.

Czytaj więcej: Góry Świętokrzyskie [14-15.09]

I tak oto w equpipowym narodzie narodziła się nowa forma wyjazdowa czyli "Spontaniczna Jednodniowa Wycieczka Samochodowo-Rowerowa". "Spontaniczna" nie oznacza tu wcale jakiejś fuszerki. Była trasa, była mapa, ba... był nawet PDF! Od pomysłu i ogłoszenia naboru do wyjazdu minął jeden dzień. Nowej formy rozrywki postanowiło zażyć 6 bikerów, a żeby wszystko było zgodnie z nazwą to były też 3 samochody i 6 rowerów. Ilość kół niestety przekracza moje możliwości liczenia na palcach. 
Celem było Pogórze Dynowskie, ale przez mały błąd nawigacyjny w Rzeszowie wylądowaliśmy na Wybrzeżu. Wszystkiemu winna Alutka, która czując niedosyt po sierpniowym wybrzeżu chciała obejrzeć Plazę (plażę?) z drugiej strony.

Ale po kolei.

Czytaj więcej: Pogórze Dynowkie [07.09]

W niedzielę, jak to w niedzielę, equipowicze zostali zmuszeni do ruchu i wyjechali rowerami na miasto, by poczuć klimat rozjaśnionych wrześniowym słońcem cudów sandomierszczyzny. Nikt już nie liczył, że zmieni mu ono karnację skóry, miało poprostu świecić. Sytuacja na początku była sztywna, ale z każdym pagórkiem szło lepiej. Z tyłu obserwowałam naszych mężczyzn. Są gorsi od nas kobiet, ale skoro istnieją w przyrodzie, to trzeba to uszanować. Nie da się ukryć, że i ja najlepsze maniery miałam po urodzeniu. A teraz co? Na czworakach w cudzych sadach brzoskwiń szukam. Ale ten wątek zakończę, bo inwektywami mnie zasypią, wszak każdy żart ma swój kres. Cóż niestety marazm zaczyna rządzić mą świadomością, idzie zima, a ja już chyba zaczynam tęsknić za wiosną.

Czytaj więcej: Ptkanów [08.09]

Coś pechowy ten Baranów. Jak nie deszcz, to... deszcz.
Prognoza pogoda na niedzielę była średnia, ale na zbiórce pojawiło się, optymistycznie, 5 osób (w tym jedna osoba bez roweru). Po wystartowaniu ulicą Podwale zaczął kropić deszczyk, co utwierdziło Dziabąga w przekonaniu, że lepiej spędzić niedzielę w domu. Z Sandomierza wyjechaliśmy więc w składzie osób trzech (co prawda na sucho, ale z wiszącymi nad nami podejrzanymi chmurami).

Trasa zgodnie z planem, najpierw lepszą stroną Wisłą (chociaż chyba tylko ja tak uważałam - pozostałe 2/3 składu to "galicjoki"). W Bogorii Skotnickiej zaczęło padać, tak nieco mocniej. Popędziliśmy więc w stronę promu w Ciszycy. Leje.

Czytaj więcej: Tarnobrzeg (nieudany Baranów) [01.09]