Coś pechowy ten Baranów. Jak nie deszcz, to... deszcz.
Prognoza pogoda na niedzielę była średnia, ale na zbiórce pojawiło się, optymistycznie, 5 osób (w tym jedna osoba bez roweru). Po wystartowaniu ulicą Podwale zaczął kropić deszczyk, co utwierdziło Dziabąga w przekonaniu, że lepiej spędzić niedzielę w domu. Z Sandomierza wyjechaliśmy więc w składzie osób trzech (co prawda na sucho, ale z wiszącymi nad nami podejrzanymi chmurami).

Trasa zgodnie z planem, najpierw lepszą stroną Wisłą (chociaż chyba tylko ja tak uważałam - pozostałe 2/3 składu to "galicjoki"). W Bogorii Skotnickiej zaczęło padać, tak nieco mocniej. Popędziliśmy więc w stronę promu w Ciszycy. Leje.

Po przeprawieniu się na drugą stronę Wisły zajechaliśmy na Plac Czerwony i do Cukierni Dominikańskiej w celu poprawy nastroju. Polecamy rurki z bitą śmietaną i kremówki Smile

Teoretycznie "Wisła nie przepuści", ale pięknej pogody w Tarnobrzegu nie zastaliśmy. W związku z tym wracaliśmy do Sandomierza ścieżką rowerową. Ale tylko do Wielowsi, bo przestało padać i nawet zaczęło się przejaśniać.

Kiedy dojeżdżałam do domu wyszło słońce (!!!).