Tegoroczna aura zdecydowanie próbuje sprawdzić naszą tolerancję na jej kaprysy. O 10 jednak ospałe miasto mogły obudzić radosne odgłosy dochodzące spod loda. Nie ma co się certolić, jak się jest posiadaczem roweru. Czas najwyższy, by nasze ciuchy zaczęły wiatrem pachnieć. Od dnia dzisiejszego niedziela już nie może zaczynać się od tak - swobodnie i leniwie, bo wtedy rok 2013 nie będzie efektywny. X sezon oficjalnie został rozpoczęty.

Prognozy okazały się być trochę jak afisz reklamowy, obiecywały wiele, a było sino-buro-szaro - i te właśnie kolory z palety barw wybrałabym opisując to, co moje oczy widziały. Na szczęście dostępne są rozmaite szkła okularowe, co nam obraz świata bardziej kolorowy uczynić są w stanie. No i oczywiście Ludzie. Panowie w znacznej przewadze ilościowej, nieliczne Panie bynajmniej nie były w Ich cieniu, nadrabiały urokiem osobistym. Wstęp, nadzwyczaj długi, uwzględniając ilość kilometrów, jakie przejechaliśmy. Tak plus/minus swój wiek na liczniku ujrzałam, choć wolałabym rocznik.

Nie przedłużając, zdradzę cel - Radomyśl. Tak pośrodku, ogólnodostępny, no i z atutem - rzeczka sobie płynie. W tym roku kolejna wytrawna pływaczka, Marzanną zwana, w jej nurcie swoje umiejętności rozwijać mogła. Nie wiem, czy do końca uśmiech na drewnianej twarzy zachowała, bo prawdopodobnie, sądząc po stroju, na grubszą imprezę się odstroiła. Może za bardzo do serca powiedzenie sobie wzięła: "Strójcie/Myjcie się dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny", choć z drugiej strony może jakiego łososiowatego amanta na strój zgłuszyła i teraz razem, szczęśliwi w toni, sobie w glonach domek organizują. Jakby na to nie patrzeć, może i na tym zyskała, wszak podatków płacić nie będzie musiała. Ale moja wiedza na temat Aquaworldu nie do końca jest rozwinięta, więc wracam na ląd. A tutaj ognisto, gitara, my. Nie napiszę dokładnie, kto w cieple ogniska się ogrzewał, bo nie wszyscy, być może, życzą sobie być wymienieni (listy gończe), a nikt mi nie zezwolił jednych wyróżniać kosztem innych. Jak nic do tematu pogody wrócić muszę. A tutaj, bez zmian - czarne chmury wisiały nad nami. Śpiewy szybko musiały ustać, a ciszy bynajmniej wiosenne świergoty ptaków nie wypełniały.

Dalszy scenariusz znany wszytkim - czym prędzej do domu. Nie było źle, spełniło się marzenie każdego z nas - "aby w suchych ciuchach, próg domu przekroczyć".
Oby do Józefa - potem Słońce zagości podobno na stałe.

P.S. Pozdrowienia dla wszystkich Józefów - świętujcie należycie - Wiosna tylko na to czeka.